Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasadniczego oporu przeciw woli ojca. Tu coś zdziałać mogła jedynie perswazja i to perswazja kogoś, z czyim zdaniem ojciec zechciałby się liczyć.
Rezultatem tych niepokojów Wasyla było to, że kiedyś wieczorem, gdy już chorzy się rozjechali, zapukał do drzwi przybudówki. Wilczur zajęty był właśnie porządkowaniem różnych przyborów lekarskich. Jemioł ustawiał na półkach flaszki i słoiki.
— No, cóż powiesz, Wasyl? Jakże tam, dużo miałeś dzisiaj przemiału? — zapytał Wilczur.
— E tam, niewiele. Wiadomo jak na przednówku. Na przednówku to zboża mniej, aże za to chorych więcej. Głodnego łatwiej choroba się chwyta.
Zapanowało milczenie.
— Siadaj, Wasyl! — powiedział Wilczur. — Masz pewno do mnie jakiś interes.
— Interes nie interes — podrapał się za uchem Wasyl. — Ot, pogadać chciałem, rady spytać.
— Rady? — spojrzał nań Wilczur. — W czymże ci mogę poradzić?
Wasyl zerknął na Jemioła i ociągając się powiedział:
— Takie zaufane sprawy...
Wilczur uśmiechnął się:
— No, dobrze. Zaraz skończę i pójdziemy pod las. Muszę zobaczyć, czy macierzanka zakwitła. Po drodze pogadamy.
Jemioł odezwał się tonem pozornie obojętnym:
— Z przyjemnością będę wam towarzyszył. Lubię macierzankę i zaufane sprawy. A tu już nic nie mam do roboty...
Wytrzymał pauzę i dodał:
— Wprawdzie należałoby dzisiaj jeszcze zrobić nalewkę na tych korzonkach walerianowych, ale jakiś pijak wypił cały spirytus i nie mam ani kropli w domu. Więc już pójdę z wami.
Wasyl chrząknął:
— Ma?... — zainteresował się Jemioł. — Oto czasy, kiedy nawet matki zamiast mleka mają spirytus. Ale jakże, mój drogi Rochu Kowalski, wydostanę od twej zacnej macierzy ten płyn. Jest to kobieta nieużyta i gotowa mnie posądzić o jakie osobiste zainteresowania w kierunku tych kartofli w stanie ciekłym. Czy mogę zaufać twojej przebiegłości, młodzieńcze, i powierzyć ci funkcję transpatriacji owej butelki?
Wasyl popatrzył nań niepewnie:
— Co to, to nie. Ale przynieść ją panu mogę.
— Więc śpiesz się. Na co jeszcze czekasz? Czy nie widzisz jak czas ucieka w klepsydrze teraźniejszości? Czas to pieniądz, mój luby!
Gdy Wasyl wyszedł, Jemioł ciągnął dalej:
— W twoim milczeniu. cesarzu, mogę domyślać się nagany dla mego postępowania. Wolałbyś, oczywiście, bym na-