Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

załości przed sobą. Nikomu i niczemu. Wolność. Czy rozumiesz słowo Wolność? Ja je zrozumiałem przed przeszło trzydziestu laty. Kiedyś i ja byłem niewolnikiem, niewolnikiem, posiadającym niezliczoną ilość panów. A więc: państwo, a więc naród, a więc religia, a więc uczucia najrozmaitszego gatunku i kalibru, a więc honor, ambicja... Nie do przeliczenia. I nagle pewnego pięknego dnia zobaczyłem, jak straszliwie jestem w tym wszystkim uwikłany. Ogarnęło mnie zdumienie, a później śmiech pusty. I oto pełnym gracji susem wyskoczyłem z tego wszystkiego, wyzwolony, niezależny, swobodny, Nawet nie obejrzałem się za siebie, by zobaczyć, jakie po sobie zostawiłem gruzy. I nic już dziś nie zdoła zakłócić mojej wolności.
— Chyba policja — mruknął pod nosem Józef.
Jemioł dosłyszał tę uwagę. Podniósł palec do góry i zwracając się do służącego powiedział:
— O ciemna maso! Ssaku wszystkożerny, związany myślą ze swym cielskiem. Ty nigdy nie trafisz do beczki Diogenesa, ty nigdy nie wzniesiesz swego ducha ponad własny kadłub. Oczywiście często i chętnie siaduję w więzieniu, ale duch mój nic nie traci ze swej wolności. Spiritus flat ubi vult. Nawet wtedy, gdy brak spirytusu. Nalej mi jeszcze i oddal się, gdyż twoja doczesność przesłania mi perspektywy wieczności.
Wilczur skinął głową: