Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szukałabym w mężczyźnie przede wszystkim bogactwa jego duszy, że chciałabym w nim znaleźć jakby wielką bibliotekę przeżyć, przemyśleń, tragedii i wzlotów, jakby muzeum, żywe muzeum... Nie umiem tego określić. Może to są złe porównania. Powiem tak: chcę, by jego dusza była instrumentem wielostronnym, by zawierała w sobie tyle ech i dźwięków, ile bym przez całe swoje życie w nim odkryć i poznać nie mogła i nie wydaje mi się, bym miała być pod tym względem wyjątkiem. Zdaje mi się, że to jest bardzo kobiece, ogólnie kobiece... Ta chciwość, to pragnienie czuwania nad wieloma, wieloma skarbami, których nasz umysł nie ogarnia, a które można cenić i czcić... Bo tylko czcząc można kochać.
Biały śnieg pokrył ulice Warszawy i lekko skrzypiał pod ich stopami. Światło latarń załamywało się w sinawych smugach cienia. Upierzone drzewa stały ciche, nieruchome, dostojne.
— To nieprawda — powiedział po dłuższej pauzie Wilczur. — Przekona się pani kiedyś, że to nieprawda.
— Nigdy się o tym nie przekonam, lecz on zdawał się jej słów nie słyszeć i mówił dalej:
— To młodość dyktuje pani te słowa, to młodość podsuwa te myśli. Brak doświadczenia. Miłość... miłość posłuszna jest ciału... posłuszna prawom natury, a duch? Duch jest duchem, jego miejsce w abstrakcji i nic na to nie pomoże.
— Nie przekonam się o tym i sądzę, że profesor zbyt pesymistycznie patrzy na te rzeczy.
— Bo ja się przekonałem — uśmiechnął się ze smutkiem. — Może kiedyś opowiem to pani, może kiedyś. Ku przestrodze. A teraz — oto mój dom. Dziękuję pani za miły spacer i rozmowę. Pani jest dobra, panno Łucjo.
Pocałował ją w rękę na pożegnanie.
Zdejmując futro w przedpokoju przejrzał się w lustrze i stwierdził, że jest nie ogolony.
— Niech mi Józef — powiedział do służącego — codziennie rano przypomina, że muszę się ogolić.
— Codziennie wszystko jest przygotowane — z urazą w głosie zauważył służący.
— Tak, ale ja nie zawsze o tym pamiętam, nie zawsze pamiętam...
Wypowiedziane słowa przywiodły mu na myśl dzisiejszy artykuł w jednej z gazet, znowu wałkujący sprawę śmierci Donata. Jakiś półgłówek chyba, ukrywający się pod literami „doktor Z. Y.“ dowodził tam, że całkowite uleczenie z amnezji jest prawie niemożliwe. Pamięć nigdy, zdaniem tego ignoranta, całkowicie nie wraca i muszą powtarzać się zapady.
Co za absurd. I posługując się takimi sztuczkami usiłują go zmusić do rezygnacji. Gdyby wiedzieli, że lecznica jest obec-