kończyły się tak elegancko. Przeważnie „człowiek” przesuwał się wolno parę metrów przed dziobem lub za rufą. Pomimo to pozostałem entuzjastą tego manewru. Bo gdybym naprawdę zgubił człowieka to mógłbym w tym czasie spokojnie:
Schemat manewru, przedstawiony na rysunku 19.2 zapożyczony został z pracy doktorskiej Wacława Petryńskiego, obronionej w 1990 roku na AWF Wrocław („Kryteria bezpieczeństwa w żegludze jachtowej”). W. Petryński, parę lat wcześniej opisał ten manewr w broszurze „Człowiek za burtą” i w „Żaglach”. Akcja jest prosta i można jej nauczyć nawet dziecko. Radzę o tym pamiętać, bo wy skipperze, też możecie wypaść. Każdy jacht, na różnych zestawach żagli będzie dryfował trochę inaczej – najlepiej zatem ćwiczyć to na swoim jachcie. Uwaga W. Petryńskiego – mały, lekki jacht, na dużej fali może w takim dryfie po prostu się przewrócić. Tym bardziej należy ostrożnie spróbować na co stać nasz jacht w konkretnych warunkach. Mając jeszcze na względzie, że dziś się pływa małymi załogami, a nawet przy większych rzadko kiedy wszyscy siedzą na pokładzie, gotowi do manewrów i jeszcze to, że sternicy wypadają rzadko bo z urzędu trzymają się rumpla – polecam wszystkim sternikom ten sposób”. Koniec cytatu Adama Woźniaka w sprawie manewrowania, mają-cego na celu zbliżenia się do kolegi, który miał pecha wypaść za burtę. Moim komentarzem jest stare przysłowie, że „każda dieta jest skuteczna, o ile naprawdę się jej przestrzega”. W tym konkretnym przypadku, uważam że największą szansą dla rozbitka jest to, by pozostający na jachcie nie stracił głowy. Nie powinien jej stracić