Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baman i Perwis odrzekli, że są gotowi mu towarzyszyć. Sułtan kazał im jechać przy swoim boku. Gdy ciągnęli ulicami, przechodnie pozdrawiali urodziwych młodzieńców, a niejeden mówił:
— Synowie sułtana właśnieby w tym byli wieku, gdyby wszystkie dzieci jego nie były w psy i koty poprzemieniane.
Sułtan oprowadzał ich po swoim zamku, zasiadł z nimi przy jednym stole, rozmawiał o różnych rzeczach i dziwił się ich gruntownym wiadomościom. Przed odejściem obaj bracia rzucili się do nóg sułtana, dziękując mu za wyświadczoną łaskę.
— Idźcie w pokoju — rzekł im — ale wrócicie tu wkrótc. Będziecie zawsze pożądanymi moimi gośćmi.
Ośmielony zaproszeniem tem Baman zwrócił się do sułtana z prośbą o łaskawe odwiedzenie ich skromnej chatki, gdy w czasie polowania koło niej wypadnie droga, jakkolwiek niegodna ona tak dostojnego podejmować gościa.
— Słyszałem — odparł sułtan — że mieszkacie w nędznej jakiejś chatce, lecz to byajmniej wcale nie przeszkadza, że stawię się tam osobiście, by się o tem przekonać i zarazem poznać siostrę waszą, o której tyle dobrego opowiadacie. Czekajcie więc na mnie pojutrze w tym lesie, w tem samem miejscu, w którem was po raz pierwszy w czasie polowania spotkałem.
Baman i Perwis raz jeszcze podziękowali za wszystkie wyświadczone im łaski i powrócili do domu. Paryzada zmieszała się bardzo, usłyszawszy, że sułtan tak rychło już przyjechać przyrzekł. Zakłopotana pobiegła spytać się ptaka, który nieraz udzielał jej dobrych rad, czemby przyjąć tak dostojnego gościa