Strona:Postrzyżyny u Słowian i Germanów 100.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
92[421]
KAROL POTKAŃSKI.

zwierzęciem, to zawsze tem samem. Jedno z plemion Indyan brazylijskich zamienia się po śmierci tylko w czerwone papugi[1], inne plemiona zamieniają się znowu w inne ptaki, czworonogi lub ryby. Związek więc plemienny niejako trwa dalej. Wszyscy są do siebie podobni, wszyscy się do siebie upodabniają. Przecież i dla nas djabeł jest czarny, a dla murzynów biały. A więc i sama owa półmateryalna dusza, którą dziecku za pomocą jakichś obrzędów można włożyć, zamienić, zmienić, jest duszą pewnego tylko plemienia. Kto wie, owe obrzędy, może wpływają według dzikich na wytworzenie się znamion specyalnych duszy, są pewnego rodzaju tatuowaniem jej lub zacinaniem, słowem, może są upodobnieniem jej do pewnych plemiennych znamion zewnętrznych. Hipoteza taka ma pewne punkta oparcia i sądzę, że dałaby się rozwinąć, tutaj ją pomijam. Kilka słów, które o tem powiedziałem, mogą jedynie posłużyć za dowód, jak daleko mogą mieć swe źródło obrzędy, o których wspomniałem. Znaczenie ich społeczne, na które tutaj chcę przedewszystkiem zwrócić uwagę, bardzo jasno się przedstawia.
Dzisiaj sam fakt, że się ktoś urodził Anglikiem lub Niemcem, wystarcza, aby został członkiem całego państwowego związku. Bezosobiste, abstrakcyjne prawo i urządzenia dzisiejsze biorą go odrazu w opiekę. Dawniej było zupełnie inaczej. Sam ów związek był zanadto mozolnie wyrobionym i trzymającym się w skutek różnych materyalnych spójni, aby sam fakt przyjścia na świat w jego obrębie mógł wystarczać. Trzeba było każdego oddzielnie, namacalnie, do niego wprowadzać, niejako wziąć za rękę i ciągnąć po tych kilku szczeblach plemiennej drabiny, inaczej dziecko, czy młodzieniec, nie mógł używać praw, jakikolwiek był zresztą ich zakres, nie mógł połączyć się i zlać w jedno ze swojem plemieniem, czy rodem; nie mógł wejść w jego istotę zarówno pół-oderwaną, mitologiczną jak i materyalną społeczną.

Naturalnie wchodziło się w taki związek, jakim on był. Od jego też organizacyi zależało, kto i jak wykonywał te obrzędy, kto właściwie do grupy społecznej wprowadzał. Tak np. u Australczyków, nie ojciec przedziurawia chłopcu nos, co jest pierwszym stopniem rozróżnienia płci, ale starsi przyjaciele[2], młodzieńca zaś wprowadza całe plemię. Nic tam ojciec ani matka nie mają do czynienia. Starcy plemienia to robią. Podobnie się mają rzeczy u Czerwonoskórych Północnej-Ameryki. Obrzęd dojrzałości jest świętem plemiennem. Imię nawet, które chłopiec dostaje, daje plemię[3]. U ludów o wyrobionej już rodzinie

  1. K. v. d. Steinen l. c. str. 353.
  2. Fison ond Howitt l. c. str. 191.
  3. Lewis-Morgan, Die Urgesellschaft, str. 66.