Strona:Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

moc, Pułaski krzyknął forward, a my za nim dwieście koni kopnęliśmy się galopem, że aż ziemia się trzęsła!
Pierwsze dwie minut szło wyśmienicie; lecieliśmy jak na stracenie, ale gracko, po szlachecku; dopiero gdyśmy mijali one dwie baterie, między którymi była luka, wstrzymał nas ogień krzyżowy i zmieszał się hufiec, jak puszczona woda z wysoka, gdy na zamkniętą śluzę natrafi. Ja patrzę: o chwilo bolesna i nigdy niezapomniana! Pułaski leży na ziemi. Poskoczę co żywo i zsiadam z konia, myśląc, że nieszkodliwie ranny: aż tu wielkie nieszczęście! Kula armatnia urwała mu nogę, a z piersi krew bucha także, snać od innego strzału. Gdym przyklęknął i zaczął go podnosić, wymawiał umierającym głosem: Jezus, Maryja, Józef. Więcej nic nie słyszałem, nie widziałem, bo w tym samym momencie karabinowa kulka sliznęła mi się po czaszce, krew mi oczy zalała i omdlałem zupełnie. Poczciwi żołnierze nasi, zachęcani przez Jerzmanowskiego, rejterując się ku swoim, mimo rzęsistego ognia unieśli Pułaskiego, mnie i innych rannych“.[1]
Leonard Chodźko przeprowadził z Lafayette’em rozmowę na temat okoliczności śmierci Pułaskiego. Lafayette, jak twierdzi Chodźko, również mówi o ataku.

Atak na Savannah przyniósł Amerykanom klęskę, a dla Pułaskiego zakończył się tragicznie. Rannego Pułaskiego przeniesiono na okręt wojenny „Wasp“, który stał w porcie Savannah. Odniesiona rana nie była śmiertelna, ale spowodowała infekcję i gangrenę. Brak właściwej opieki lekarskiej sprawił, że w dwa dni później Pułaski zmarł. Być może, gdyby zgodził się pozostać w Charleston pod opieką lekarzy, ocaliłby życie. Obawiał się jednak, że wpadnie

  1. Leonard Chodźko: Żywot Kazimierza na Pułaziu Pułaskiego..., s. 207—208.