Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak mnie kochaną ja poważam sobie,
Bo szarłat przy jéj blednieje osobie.
Ze złotych nici niewody robione,
Włoki szarłatnym jedwabiem plecione
Po nią zapuszczę, a tam pod siateczkę
Naganiać będę pierzchliwą rybeczkę.
A jeśli mi w tym szczęście nie posłuży,
To już pracować nie będę ja dłużéj:
Żal tylko gorzki w mym sercu zostanie,
Patrząc, na czyj stół rybka się dostanie.



19. Na kogoś.

Wstawam przed tobą, nie żeś pułkownikiem,
Nie, że wprzód chodzisz przed krakowskim szykiem,
Nie przeto, iżeś chorążym w Zatorze,
Nie przeto, że na cię tysiąc pługów orze,
Nie przeto, żebym się miał obawiać ciebie:
............



20. Do JMPana Sobieskiego, Marszałka i Hetmana W. K.,
żartującego, że ludzie swoje w ogrodzie J. K. Mości
(na sejm do Warszawy przyjechawszy) postawić miał.

Jabłka, gruszki, wiśnie, śliwy,
Proszę, panie miłościwy,
Żeby twoi źli żołnierze
Zawarli z niemi przymierze.
Omyłka to jest i szkoda
Czynić fortece z ogroda
I równać go z szańcem, w którem,
Lubo obwiedziony murem,
Niémasz w kortynie szyslochu,
Niémasz kul, chybaby z grochu;
Niémasz dział, oprócz sikawki,
Ani lawet, tylko ławki,
Miasto oręża, nożyce,
Cyrkiel, kozik do winnice.
Dzban, kołki, taczki, drabiny
Nie do szturmu, do drzewiny;
Sznur drutowy, miasto lonta,
Siarki na mrówki pół fonta,
Łapice na myszy dusze
I na krety cztery kusze.