Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Popłynął liczny huf: tak pionierzy,
Zbrojni w łopaty i dźwignie — na przedzie
Królewskiej armii spieszą, by wyrównać
Drogi — i wały stawiać. Wódz ich Mammon
Prowadzi, duch najbardziej pełzający
Śród potępionych; gdyż nawet w niebiosach
Wzrok i myśl jego szły w dół — bardziej wielbiąc
Złotem wybite gościńce niebiosów
Niż to, co święte i boże w widzeniu
Błogosławionych światów. Za nim ludzie
Najpierwej żądzą jego zarażeni
Ryć jęli łono — i bezbożną ręką
Rozdzierać wnętrza swojej matki ziemi
Dla skarbów w niej ukrytych. Lud roboczy
Mammona — wielki wyrył otwór w górze
I ogrom złota wyjął. Nie dziwota,
Że w piekle złoto się mieści. Ten świat
Najbardziej godzien tej cennej trucizny.
Wy, co śmiertelne podziwiacie twory,
Babel — i królów egipskich pomniki,
Wiedzcie, że nawet dzieła najdumniejsze
Ich siły, sztuki i chwały — są błahe
Wobec dzieł duchów, co w godzinie robią
To, co wiekami budowali tamci
Rąk niezliczonych pracą niepomierną.
Obok na równi — w licznych zagłębieniach,
Pod którą żyły drżą ognia płynnego
Wrząc od jeziora — drugi tłum roboczy
Sztuką przedziwną masy złota lał
I z najdrobniejszych pyłów je oczyszczał.
Inni nakoniec układali w ziemi
Przeróżne formy; z kipiących otworów