Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I urodziłeś byt. — Co we mnie ciemne,
Oświeć, o Duchu; to co chwiejne — podnieś,
Bym na wyżynie mych polotnych dążeń
Mógł Opatrzności dać żywe świadectwo
I człowiekowi stwierdzić drogi boże. —
Mów naprzód (bowiem niebo ani piekło
Nic ci nie skryje) — mów, z jakiej przyczyny
Praojce nasi w ubłogosławionej
Żyjąc krainie rozkoszy — odpadli
Od swego Stwórcy, łamiąc jego wolę,
Jednym zakazem li zawarowaną?
Kto doprowadził ich do tego buntu?
Wąż to piekielny, którego złośliwość,
Karmiona zbrodnią i zemstą — uwiodła
Matkę ludzkości; który dla swej pychy
Strącony z niebios z tłumem zbuntowanych
Swoich aniołów. — Przez nich on zamierzał
Sam zasiąść w chwale ponad towarzysze,
Ufny, że z Panem zrówna się Wszechmocnym,
Gdy mu wytoczy bój; w zuchwałym celu
Przeciw tronowi i monarchii Boga
Jął się bezbożnych walk — i dumnie walczył
W próżnych zapasach. — Potęga Wszechmocna
W przepaść go z jasnych strąciła eterów
Z głuchym łomotem — precz — w głąb — ku bezdennej
Zagładzie — w otchłań, aby w djamentowych
Żył tam łańcuchach i w ogniu piekielnym,
Cierpiąc, że podniósł ramię przeciw Bogu. —
Dziewięć dni — licząc, jak liczą śmiertelni
Dni swe i noce — z armią swą piekielną
Padał rozbity w płomienistą otchłań —
Rozbity, jednak nieśmiertelny. — Niebo