Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

XI.

Nie wiesz jak smutne jest życie pieśniarza,
Bo on jest głosem, co woła na puszczy
I woli bożej rozkazy powtarza —
Śród bezechowej niepojęty tłuszczy.

Bóg go porywa w swe niebieskie szranki,
On go nad ziemskie unosi padoły,
Jakieś nadludzkie daje mu kochanki,
Ze srebrzystemi brata go anioły.

Królem jest pieśniarz gwiazd niedotykalnych,
Władcą melodyj nigdy niesłyszanych,
Objawicielem światów niewidzialnych,
Bratem cherubów czystych i świetlanych.

Jak ptak swobodny buja po błękitach,
Od mgieł przeszłości w przyszłości świtanie:
Na niedostępnych chwilę stoi szczytach —
I naraz — pada w bezdenne otchłanie.

O, im był wyżej, tem niżej upada —
Im wyżej w słońcu — tem niżej w pomroce —
Straszliwa czarność duszą mu owłada —
I długie, długie czekają go noce!...

Za ową głuchą walkę nieustanną,
Co mu w cierpieniach każe śnić pogody,