Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ŁUK i ARFA

     

Dziki myśliwiec szedł rankiem przez leśną gęstwinę cienistą,
Łuk zarzuciwszy na ramię i okiem tryumfu dokoła
Rozradowany spogląda. Złocistą promieni swych siecią
Słońce skroś gąszcz przedzierało się, zieleń i srebrząc i złocąc.
Z piersi olbrzymich pni drzew — i z głębiny porosłej mchem ziemi
Dech się unosił wilgotny, i z ciepłym się pieścił zefirem.
Patrzał radośnie na las — i na słońce ów dziki myśliwiec,
Bo oto wróg zwyciężony, co plemię i ród mu najechał,
Bo czarnooka dziewczyna, porwana dziś w jego namiocie
Żyje szczęśliwa, odziana w naszyjnik z pazurów niedźwiedzich,
A oto łup dziś bogaty na łowach miał dziki myśliwiec:
Na muskularnych mu barach wisiała, krwią własną zbryzgana,
Łania olbrzymia o włosach złocistych i cichem spojrzeniu.

Szmer w jego duszy był dziwny: bo miał niby żywe igrzysko
Dla wszystkich mocy swej duszy i ciała: dla rąk bohaterskich
Ciosy potężne; dla nóg swych miał rzuty spężyste[1] i tęgie,
Strzały dla oka miał celne — i giętkie napięcia dla łuku.
I cała walka szemrała we krwi i pamięci myśliwca.

(Były to pierwsze dni świata, gdy człowiek nie wiedział, co Wczoraj,
A przed oczyma swej duszy miał Jutro bez granic i końca).

  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — sprężyste