Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chmur całuny —
Wichrów tabuny —
Błyskawic łuny —
To jego struny!
I na tej lutni swe tajemne runy,
Za gromem grom,
Huczą pioruny!

Gną się, kołyszą się, jęczą drzew rozłożyste konary
W wichrów szalonym podmuchu i w ryku piorunów ognistym!
Drży każda sosna od tej straszliwej muzyki,
Aż ku ziemi się chyli. Ramionami rzucają modrzewie,
Niby ptak, który skrzydłem rannem boleśnie trzepocze;
Srebrzystemi wieńcami swych rozpłakanych gałęzi
Brzoza się modli do ziemi i łzami się macierz zalewa,
Łzami, co w mokrych strugach obłoki jej z deszczem posłały.
Olcha potrząsa liściem, strwożona o kruchy swój pień,
Grab się kryje przezornie pod rozłożysty dąb;
Grochem łez purpurowych płacze kalina serdeczna,
Dąb tylko, niby kolumna, stoi niezłomny i cichy,
Zła czy dobra mu dola przypadnie, on czeka spokojnie:
Niczem dlań wichry, ni deszczu strumienie ulewne, ni gromy.

A w okół drzewa gną się, kołyszą się, jęczą,
Liście gwiżdżą w tańcu śmiertelnym.
Dzikie róże, dzwonki, lebiodki,
Złote jaskry, lilowe stokrotki —
Wszystko kwiecie, co ozdabia lasy,
Powalone wije się w agonii
I, straciwszy czystość swojej krasy,
Leży w błota czarnej toni.