Strona:Poezye Michała Anioła Buonarrotego.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X. [1]

Widzę blask słodki patrząc w twoje oczy,
Bo moje grubym przysłonione mrokiem,
A kiedy równym idę z tobą krokiem,
Lekkie mi brzemie co mię zawsze tłoczy.

Twojemi skrzydły ulatam ze świata,
Twój duch mnie niesie w przestwór niedosiężny;
Gdy każesz drżący bywam, albo mężny;
Goreję w zimie a ziębnę śród lata.

Bo z twoją wolą moja chęć się godzi,
Bo z twego serca moja myśl się rodzi,
I słowa moje idą z twego tchnienia.

Ztąd jam podobny bardzo do księżyca,
Co tylko wtedy błękitom przyświéca,
Kiedy mu słońce pożyczy promienia.






  1. X. Varchi wspomina, że ten sonet był pisany do Tomaso de’ Cavalieri, młodego rzymskiego patrycyusza rzadkiéj urody i biegłości w rysunku, do którego M. A. wielkie czuł przywiązanie. — Zdanie to trudno podzielać — a jeżeli współcześny Varchi może być z jednéj strony powagą, to z drugiéj zapewne M. A. taił się tak ze swemi uczuciami dla Kolonnezy, że lekkomyślnie nazwiska jéj niekładłby przy wierszach.