Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/607

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A sława, widząc, żeśmy niegodni,
Nie puka do naszej bramy;
Lekce ją ważym i dla igraszek
Szlachetne imię rzucamy.
Lecz ty, szczęśliwcze, przy którym jeszcze
Chwała odbywa swe straże,
Rzuć chatni ogień, rzuć stół rodzinny
A idź, gdzie ona rozkaże.
Śpieszaj skwapliwie, zahartuj serce
I dzielnie nadstawiaj czoła;
A czy w Athosie, czy na Kaukazie,
Zwycięsko ciebie obwoła.
Czy gdzie na Wschodzie olbrzymia rzeka,
Czy na Zachodzie się toczy,
Wszystek lud tamten berłu twojemu
Będzie, podlegał ochoczy.
Czemuż, niestety! muszę tak długo
Łajać gnuśności, intrydze?
Grecyo stara! czemu na tobie
Skruszonych kajdan nie widzę?
O prędkoż, prędko radzi ujrzymy
Pięknej Arkadyi darnie?
Prędkoż na święty Hemu wierzchołek
Dadzą się wedrzeć bezkarnie?
Prędkoż tessalską ujrzę Peneję?
Prędkoż w parnaskiej pieczarze
Wzorem Pindara pieśnię zapieję
I duch w walczących rozżarzę?
O! wtedy będę słyszan daleko,
Będę w świetności i części;
Naród zamorski i nieznajomy
Wielkim mię wieszczem obwieści.
Przemogę zawiść, co zębem zgrzyta,
A rozgłoszony zawczasu
Nie umrę człekiem ciemnym, nieznanym,
Kapłan świętego Parnasu.