Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ROZDZIAŁ IV.


Respondens autem Eliphaz Themanites, dixit...

Na takie słowa Eliph z Temanity,
Odpowiadając, mówił do Hioba:
— Może-ć się mowa moja nie podoba,
Ale głos w piersiach nie może być skryty.
Tyś uczył ludzi, tyś goił ich ranę,
Tyś nieraz krzepił ręce spracowane,
I niejednemu twe słowo pomaga,
Że się utwierdzał na swej ciężkiej drodze;
Teraz, gdy przyszła i na ciebie plaga,
Otoś na sercu zatrwożył się srodze.
Gdzie bojaźń Pańska? gdzie twe mocne czyny?
Gdzie jest ślad twoich dróg doskonałości?
Proszę cię, wspomnij, kto zginął bez winy?
Gdzie są zgładzeni cnotliwi a prości?
Widziałem nieraz duszę niecnotliwą:
Boleść jej siejba i boleść jej żniwo;
Straszny gniew Pański głowy ich dosięga,
Jednym podmuchem z siły ich wywłaszcza,
W proch się obraca dzikich lwów potęga,
Srogi ryk lwicy i jej szczeniąt paszcza,
Piastunów lwicy rozproszą się stada,
A krwawy tygrys bez żeru przepada.
Słyszałem do mnie tajemnicze słowo,
Szeptanie jego słyszałem z wieczora,
Gdy człowiekowi ponad senną głową
Zwykły ulatać widziadło i zmora.
Strach mię do kości przejął uroczysty,
Stanęły włosy, drżałem nieprzytomnie,
I głosem cichym, jakby wiatru świsty,
Ktoś nieznajomy tak przemawiał do mnie:
Azali człowiek uniewinnion będzie,
Co do Niebiosów równa się Mocarza?
Czyliż mąż ziemski w jakimkolwiek względzie