Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dał każdemu wieść się w pole,
Jak pacholę;
A jeżeli rzec nawiasem,
Płakał czasem.
Krasawica sercu miła
Go zdradziła;
Przyjaciołom nic nie wierzy —
Bo nieszczerzy;
Wiersze zgryźli z dobrej chęci
Recenzenci,
A pokrewni gdzieś tam z dali
Wieś zabrali!
I tak szło mu nieciekawie
W każdej sprawie.
Wziął na rozum za głęboko,
Spuścił oko,
A jak w drodze spotka człeka,
Precz ucieka.
I poczęto mówić w mieście,
Że nareszcie
W jego głowie — złe nadzieje,
Kogut pieje!
Zachorował, była zima,
Jeść nic nie ma!
Na kominku dogorywa
Kłódka drzewa,
A on nie wie nic o świecie,
Wiersze plecie.
Albo jęczał jak w malignie,
Gdy już stygnie:
— Kiedyż w piasku głowę złożę?
Mocny Boże!
Jam tak kochał!... za co? za co
Tak mi płacą!? —
Głodną śmiercią literata
Zszedł ze świata;