Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/588

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA DRUGA.

CIŻ i LACKI.
LACKI (do Halabardników).

Wpuście!... niech stanie przy kracie.
Ja sam królowi odpowiadam za to.

(Halabardnicy wpuszczają starca).
LACKI (do Gnoińskiego, wchodząc do izby).
Ojcze mój drogi! czegóż tu żądacie?
GNOIŃSKI.
Ha!... to pan Jerzy... Pamiętasz tę żmiję,

Jak w samo serce przebodłem pacholę!

(Z zapałem):
Głowę położę i syna zabiję,

Lecz sprawy króla zdradzać nie pozwolę!
Powiem królowi, w czem jest moja zbrodnia,
Niech wedle prawa ukarać mię raczy.
Wszak my śmiertelni umieramy co dnia,
Dzisiaj z podagry, a jutro z rozpaczy.
Lecz córka moja!... zamężcia tak blizka!
Miałeś być mężem... nikt cię nie nalega...
Bo ona biedna aż dwa ma nazwiska:
Córka zabójcy, albo siostra szpiega.

LACKI.
O jak bolesno słyszeć w ustach ojca

Tak obelżywe dla córki nazwanie!

(Głośno z przyciskiem):
Tyś nie zabójca!
GNOIŃSKI.

Jakto nie zabójca?
Zabiłem syna...

LACKI.

Twój syn żyje, panie!