Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SZLACHCIC DRUGI.

Rzuć twych słów brylanty!
Nikt nie zarzuci, że erudyt z waści.
W ręce waszmości, panie Kalasanty!

(Piją).
SZLACHCIC DRUGI.
Lecz idzie o to, czy pic wodę czystą,

Kiedy zawita wielki dzień wesela?

SZLACHCIC PIERWSZY.
Ja trzymam z królem, z prorokiem, psalmistą,

Że wino serce ludzkie rozwesela!
Miodek rzecz dobra! i ja miodek lubię;
W piwku Bożego nie pogardzam daru;
Wszystko uchodzi — no! ale przy ślubie
Szlachetniejszego chcę zażyć nektaru.

(Piją).
LACKI (do Heleny).
Ja, przy Czarnieckim odbywszy walk tyle,

Lepiej niż inny kraj widziałem w grobie.
Czy wierzysz, luba! iż bywały chwile,
Żem nawet zdołał zapomnieć o tobie?
Nieraz, jak innym, przyszła myśl wątpliwa,
Lecz na me serce nie upadła skaza;
Bo sprawa święta, chociaż rozpaczliwa,
A wódz nasz wielki, wykowan z żelaza!

HELENA.
Jerzy mój! Jerzy! nie gniewam się zgoła,

Żeś mię pochował w swojem sercu na dnie;
Lecz czy ty wierzysz, gdy cię trąba woła,
Że walczysz w sprawie, która nie upadnie?

LACKI.
O nie, Heleno! ni Szwed, ni Rakoczy,

Kędy stanęli, nie mogą pójść dalej!
Barwianem szkiełkiem zaświecili w oczy,
A im się zdaje, że wszystko zdziałali.