Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/545

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdyby nie wiara, jak tęcza przymierza,
Jużbyrn się zachwiał, albo złamał może:
Tyle tu wichrów ze wszech stron uderza!
Tam Szwed, tam Północ, tam Siedmiogrodziany,
Tam Kozaczyzna... tam drżeć od Tatara.
Upadł na duchu król, troską znękany,
Kraj spustoszony, a w sercach niewdara.
O ciemna! ciemna tej krainy dola!

(Podchodzi do okna).
Ha! i noc ciemna... lecz w Panu nadzieja!

Przyśle jutrzenkę, rozwidni te pola,
Da nam sturęczną siłę Bryareja,
Sto rąk urośnie. Cudowne są Nieba!
Ale mieć siłę, to jeszcze nie dosyć:
By władać siłą, chyba nam potrzeba
Sto serc szlachetnych w jednej piersi nosić,
Bo to dzień próby, dzień pokus, dzień chłosty!
Dębem i miedzią trzeba okuć serce!...
W rękach hart został, staroświecki, prosty:
Dusze zmalały w krajowej rozterce!
Rozbudź je, Boże!

(Wznosi ręce do nieba).



SCENA PIĄTA.

CZARNIECKI, STRZEMIĘŃ, LACKI.

(Za nimi żołnierze wprowadzają drżącego Pielgrzyma).

STRZEMIEŃ.

Panie wojewodo!
Wedle rozkazu, czatując dziś w lesie,
Wzięliśmy człeka z przyprawioną brodą,
Który do Szwedów to pisanie niesie.

(Oddaje list).
Chciał nas przekupić... oto jego złoto.
(Składa trzos na stole).