Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/527

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grusze, które szczepiłem, i stare jabłonie...
Lecz, panie podkomorzy, tobie się nie skłonię,
Nie poproszę o pieniądz, bez ciebie przeżyjem.
Bierz sobie Pustopole, a ja pójdę z kijem.

PODKOMORZY.
Sąsiadko dobrodziejko! kochany sąsiedzie!

Żal mi was całem sercem, że jesteście w biedzie;
Lecz ponieważ stałego nic niema na świecie,
I wy przy waszej wiosce zostać nie możecie.
Czyż wasze dobre serca gniewać się powinny,
Że ja kupię Pustopól raczej, niż kto inny?
Wszak ja wam nie wchodziłem i nie wchodzę w drogę,
Ale służyć pieniędzmi — dalipan nie mogę,
Nie mam; — miałem grosz jakiś, wyznaję wam święcie,
Ale to z każdym rokiem ginie na procencie.
Żaden mi nie oddaje, który się zadłuża.
Cztery tysiące złotych — ho! to suma duża.
Pożycz gdzie — zalicytuj, wszakże, według prawa,
Ty, sędzio, masz pierwszeństwo.

SĘDZIA.

Sąsiad się naigrawa...
Któż mi dzisiaj pożyczy, gdy gruchnęło wszędzie.
Że fortunę mych przodków sprzedają w urzędzie.
Żem nie spełnił, co święty obowiązek wkłada,
Żem nie oddał synowi, com wziął od pradziada?

STEFAN.
Pracy mi nie zabraknie na społecznej niwie,

I sędziwych rodziców mym trudem przeżywię.
Tak...weźmiemy dzierżawę, pójdziem w obce strony,
Jest Bóg w Niebie...