Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A może mu szczęśliwiej powiedzie się praca;
Niech się zagospodarzy, grosz oszczędza w miarę, -
Młodsza głowa i ręce już nie to, co stare.
Kogóż tam przecie kocha? gdzie ofiary pali?

SĘDZINA.
Z córką podkomorzego dawniej się poznali,

I ona mu wzajemna.

SĘDZIA.

Gadaj jejmość zdrowa!

SĘDZINA.
Młoda, piękna, szlachetna.
SĘDZIA.

O tem ani słowa;
A jednak...

SĘDZINA.

Co za jednak? nie bój się o zmianę.

SĘDZIA (uroczyście).
To są gruszki na wierzbie i bańki mydlane.

Czy ja nie znam Leszczyca? Ho, ho! bita sztuka!
Stary lichwiarz bankiera na zięcia wyszuka.
Jemu widzę od dawna przewróciły głowę
Procenta, kapitały, machiny parowe.
Powiedz mu: będzie wojna, to on śmiechem parska,
Mówi, że już minęła epoka tatarska,
Że teraz Europa długich walk już syta,
Że bogactwo krajowe w pokoju rozkwita,
Że największa spokojność panuje na świecie...

(Tryumfalnie wskazuje gazetę):
A zobacz, kiedy łaska, co pisze w gazecie!

Dzielny Ibrahim basza, jak wyruszy w pędzie,
Na złość podkomorzemu, Gibraltar zdobędzie.

SĘDZINA.
Lecz myślmy o Stefanie.