Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Napisz do starca, niech pomyśleć raczy,
By jutro zamek był w dzierżeniu naszem;
Bo swego synka więcej nie zobaczy, —
Ja sam mu głowę rozpłatam pałaszem...
To moja wola — to stanowcze słowo,
Które niech waszmość Karlińskiemu poda.
Jestem z attencyą zawżdy jednakową,
Sługa Waszmościn, Stadnicki z Żmigroda."




SCENA TRZECIA.

CIŻ SAMI i ŻOŁNIERZE.

(Wnoszą śpiącego Zygmunta).

ŻOŁNIERZ.
W drodze na zimnie usnęło niebożę.
CZACHROWSKI.
Nie budzie dziecka, nie stąpać tak z góry,

Wojłok i siano podesłać na łoże,
Odjąć mu z lekka krępujące sznury!
Niech trochę spocznie...

(Do szlachty):

A który tam z waści
Chciałby pojechać do zamku Olsztyna?
Jużci Karliński nie zdziała napaści,
Gdy mu przywieziesz wiadomość od syna.

JEDEN ZE SZLACHTY.
Piękna wiadomość! ja takiego posła

Kazałbym zrąbać, lub przybić do pala.

DRUGI.
Panie Marcinie! tyś żołdak z rzemiosła,

Nie wiesz, że prawo tego nie pozwala...
Prawo narodów — przeczytaj, sąsiedzie.

PIERWSZY ZE SZLACHTY.
Nie czas do książki, kiedy stryczkiem grożą.