Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BALTAZAR.

Nie, on tyle nie da:
Widział u nieboszczyka, co warta ta sztuka,
A jego, panie hrabio, już nikt nie oszuka.
Powiada, że tej tarczy każdą część pamięta,
Że ten kogut na hełmie ... to blacha wydęta;
Powiada, że nieboszczyk, potrzebując grosza,
Srebrnego na żelazny zamienił kokoszą;
Powiada...

WĄTORSKI (po namyśle).

Dosyć tego! Bóg wie o czem gwarzym.
Pójdę sam się rozmowie z niegodnym lichwiarzem,

Może zdołam wyjednać warunki łaskawsze...
(Do Hanny z cicha):
Ty, Hanno, przyjmiesz gościa, lecz zimniej niż zawsze;

Sama go nie ośmielaj i ja nie ośmielę:
Hrabianka na Wątorach dziś wyższe ma cele.
Wkrótce po twoją rękę — ot może jak z chmury —
Przyjedzie Wiśniowiecki lub Zborowski który...
Panie marszałku dworu! proś gościa do sali.
Hej, służba! Baltazarze, niechby wina dali.

Ja tu zaraz powrócę...
(Do Hanny):

Jeśli on nieznacznie
O dawniejszych uczuciach pomrukiwać zacznie,
Niech go spotka wzrok chłodny i taki ponury,
Aby już więcej nie śmiał powracać w te mury.

Tak chcą twoi przodkowie.
(Odchodzi z Baltazarem).


SCENA PIĄTA.

HANNA (sama, rzuca się na krzesło z boleścią).

Nie sposób!... nie sposób!...
(Po chwili):
Czekać tu na przybycie znakomitych osób?

Na co mi znakomitość?... co to wszystko znaczy?