Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mają marszałków dworu, mają sekretarzy,
Dowódców chorągiewnych v łowczych i dworzany;
A chociaż los uboższy w podziale nam dany,
Czuję, co jestem winien mych przodków zacności,
Nie dam się sponiewierać, jak plebeje prości.
Chcę mieć dwór — a że nie mam utrzymać go za co,
Ty, wierny Baltazarze, za pomierną płacą,
Wszystkie dworskie urzędy, jak rozkażę tobie,
Będziesz pełnił kolejno przy mojej osobie.

Ucałuj moją rękę.
(Wyciąga rękę, którą Baltazar całuje).

Otoż do wyboru,
Jesteś giermek, koniuszy i marszałek dworu,
Tyś piwniczy, choć zwykle przestaję na wodzie,
Tyś dowódca sił zbrojnych w moich przodków grodzie.

BALTAZAR.

A gdzież te zbrojne siły?

WĄTORSKI.

Niemasz... mniejsza o to!

BALTAZAR.

Ależ nie mamy koni, pan chodzisz piechotą,
Jakże będę koniuszym?

WĄTORSKI.

Nie frasuj się srodze:
Będziesz pilnował kija, z którym zwykle chodzę.
Lecz proszę mieć w pamięci, bo to rzecz nielada,
Że do każdej posługi inszy strój wypada:
Kiedy zawołam giermka lub dowódcy straży,
Przywdziewaj hełm i pancerz — ten strój ci do twarzy.
Gdy krzyknę: Hej, pachołcy! albo: Jest tam który?
To zjawisz się przede mną w tej kurtce z lisiury.
Jeśli zaś w takich słowach dam rozkazy moje:
Pana marszałka dworu prosić na pokoje!
Przywdziejesz nowy żupan z futrem popieliczem
I staniesz z ukłonami przed mojem obliczem.