Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja kocham ją nad życie — aż serce się trzęsie,
Jakby mówiło do mnie: ożeń się! ożeń się!...
O posążku nie mówię: ja serca chcę więcej...
Wezmę tylko połowę: trzykroć sto tysięcy...
Choćby trzykroć, cóż robić?... resztę gdzie chcesz podziej...
Tylko nazwij mię synem, marszałek dobrodziej!
Ja panu marszałkowi... ja, panu... Bóg świadek,
Wydam przepyszny obiad... przepyszny obiadek!
Sto obiadków od razu... dam zajączka, wina!...

MARSZAŁEK (z głośnym śmiechem).

Zwaryował nasz sędzisko! coś bredzić poczyna!
Żenić się w twoim wieku! z tak młodą osobą!

SĘDZIA (zawsze klęcząc).

Marszałku dobrodzieju! mam metrykę z sobą!
(Szuka po kieszeniach).
Zapomniałem w kantorku... nie więcej... nie więcej...

Trzydziesty pierwszy roczek i kilka miesięcy...
Ojcze!...

MARSZAŁEK (podnosząc go).

Powstań już, sędzio! bo śmieją się dzieci!
Skąd ta miłość przypadła do serca waszeci?
Daj pokój! w naszym wieku! my ludzie nieświeży,
Nie przeszkadzajmy szczęściu niewinnej młodzieży...
Nie mogę... dałem słowo... to rzecz uroczysta...
No! wypijemy wina i zagramy w wista!
Grudzień 1855. Borejkowszczyzna.