Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozbudził piękne żądze, co w mem sercu spały.
Mnie — abym je spełniła, potrzebna opieka;
Prosiłam go o ramię — i on mi przyrzeka
Prowadzić drogą życia przez kwiaty i ciernie...
Dochował mi swych uczuć szlachetnie i wiernie,
Przebaczył moją płochość, moją winę zmazał,
I na nowo, i wiecznie pokochać się kazał...
Mój ojcze, pobłogosław!

MARSZAŁEK (do Henryka).

Cóż pan na te dziwy?

HENRYK (składając ręce do prośby).

Panie! chcę uszczęśliwić i sam być szczęśliwy.
Tem śmielej błagam zgody dla przyszłości naszej,
Że znam zapał tej duszy: mierność jej nie straszy;
Ona chętnie zamieszka w tej leśnej pustyni,
A miłość mię na trudy silniejszym uczyni!
Przysięgam...

MARSZAŁEK.

Nie przysięgaj; wierzę waści, wierzę...
Widzę, żeś tu pracował gorliwie i szczerze;
Pięknie, że tu cię wszyscy wspominają radzi;
Syn mego przyjaciela... dobrze się prowadzi...
Dałeś nam smaczny obiad — no ! kocham cię za to!
Majątek! a toż, słyszę, masz ciotkę bogatą;
Umrze kiedyś... to grosza wygrzebiesz z zapiecka...
Zresztą... ja dobry ojciec — ja chcę szczęścia dziecka
Gdyście się pokochali, zwyczajnie jak młodzie
Staraj się o jej szczęście, Bóg ci wynagrodzi...
No! ja was błogosławię rodzicielską władzą!

Warto zapić tę sprawę — niech kielich podadzą!
(Ściska Maryę i Henryka).