Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaraz ludzką przysługę mieniąc na miedziaki...
Ej, panie Mateuszu! to zły zwyczaj taki!

MATEUSZ (zakłopotany).

A święty Bonifacy! już Szymon i w złości!

WIEŚNIAK.

A bo to ciężka krzywda, proszę Jegomości!
Już drugi raz, jak przyjdę i o co poproszę,
Waszmości za fatygę przyniosę trzy grosze.

TRZASKA (śmiejąc się).

Masz byka za indyka! otóż widzisz! brawo!

WIEŚNIAK.

Bo kiedy wasz pan Henryk krzątał się tak żwawo
I wyleczył mi ojca...

DRUGI.

Kiedy w przeszłym roku
Karmił moją czeladkę zbożem swego toku...

TRZECI.

Gdy cały rok na rybę pożyczał mi siatek...

INNY.

Gdy mi garścią pieniądze dawał na podatek...

PIERWSZY.

To każdy z naszej włości przyjął wasze wsparcie,
I o żadnej zapłacie nie mówił otwarcie;
Zakarbował na sercu, co spłacie nie może,
I westchnął w głębi duszy: Wynagrodź mu, Boże!...
A kiedy my w prostocie i biednej chudobie
Przysłużyć się waszmościom uradzimy sobie,
To wy zaraz liczycie na grosze, na złote.

MATEUSZ.

No, dosyć tego... dosyć.

WIEŚNIAK.

Idźmy na robotę.

(Odchodzą).