Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Parę garsteczek zielska... ot suche badyle!
A tu zdrowia ludzkiego, tu Bożych łask tyle!
W każdem marnem ziółeczku jakiś dar ukryty:
Ot Absinthum vulgare, — piołun pospolity,
A od febry jedyny! — Ot garstka rumianku,
Jak od rozlicznych chorób leczy bez przestanku!
Żywokost na ból piersi cudownie pomaga;
Na wściekliznę wyborna Alisma plantaga;
Ślaz pomagał od kaszlu w najdawniejsze czasy.
Kmin wyborny do chleba, majran do kiełbasy,
Mięta na ból w żołądku, choćby Bóg wie jaki,
A tomba i bławatki pyszne do tabaki!...
O święty Mateuszu! o święty Ambroży!
Jak to w każdej roślince kryje się duch Boży!
Ja człowiek nieuczony — a w głowie się kręci.
Że te dary być muszą dla jakiejś pamięci.
Ot może dano ziółkom własność i nazwanie,
Gdy się Chrystus w Betleem urodził na sianie,
Więc każda marna trawka z owej garstki siana
Jakowemś dobrodziejstwem została nadana...
Och! wielkie dobrodziejstwo, zwłaszcza tutaj w lesie,
Gdzie lekarz wieśniakowi ratunku nie niesie,
Gdzie jednym prostym środkiem, jedną garstką ziela,
Niejednemu człekowi zdrowia się udziela...
Pan Henryk, daj mu Boże i życie, i zdrowie,
Wskazał mi każdą trawkę, uczył, jak się zowie,
Pokazał jak się zbiera, jak się wszystko suszy,
Skąd ludzkość ma pożytek, a on szczęście w duszy...
Cóż za dziw, że tu biegną, jak na odpust jaki,
Przygnębione chorobą i pracą biedaki?
Że tak go błogosławi okolica rada?
A tej pięknej zasługi i na mnie coś spada!
Bo się ziółeczka zbiera, układa i suszy,
A czasem coś zaradzę w prostocie mej duszy.
Medycyna nie tęga — ale chęć życzliwa:
Ja tylko pocznę leki, a Bóg dokonywa.

(Wchodzi Trzaska ze strzelbą i torbą myśliwską).