Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szczęściem — nawet w kurhanie
Mych popiołów nie stanie,
Gdy lat dziesięć, dwadzieścia przeminie,
Gdy dla krwawych łupieży
Syn Litwinki przybieży
Hańbić Litwę i bogów świątynie.

Lecz nim pójdę pod ziemię,
Będę wasze klął plemię,
By zmarniało nikczemnie a podle;
A gdy skończę to życie,
Tam w niebieskim błękicie,
Piorun na was u bogów wymodlę.

Córko! niech cię popieszczę,
Coś została mi jeszcze,
Tyś najmłodsza, tyś moja jedyna!
Prędkoż drużki nad młodą
Pieśń weselną zawiodą?
Mnie potrzeba mściciela i syna!

IV.

Rośnie dziewczę, ej rośnie,
Jako kwiatek w półwiośnie!
Gdy raz trąbka zagrała na moście.
Powstał Litwin brodaty,
Wyjrzał oknem z komnaty:
Nieznajomi zjawili się goście.

To sarmaccy husarze;
Hełmy kryły ich twarze,
Z ramion rysie staczały się burki;
Na ramionach i czole
Mieli skrzydła sokole,
A na piersiach pancerze w jaszczurki.

Już zgrzybiały wódz Litwy
Miał dać hasło do bitwy,