Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z Panem Bogiem i z księgą i z łańcuchem moim;
Choć go potargać w sztuki czułem się na sile,
Lew odpoczął po walce i zadrzemał chwilę.
 

VIII.
Dziękuj Bogu, Prokopie, za rycerskie życie:

Bo cóż tam, że z Tatarem na ostre gonicie?
Liczysz zwycięskie szczerby na twojem żelazie;
Choć cię wrogi zwyciężą, to w najgorszym razie
Głowę mieczem a serce oszczepem rozsieką,
Przynajmniej możesz skonać — lecz straszniej daleko,
Gdy człowiek sam ze sobą w dzikiej walce zgrzyta:
Tam i serce rozdarte, i głowa rozbita,
I zwycięstwo niełatwe, i skonania niema —
Tylko bohater ducha tę walkę wytrzyma!
Ja, ognisty młodzieniec, nad księgi zimnemi,
Wysysałem z nich życie, rwałem się od ziemi.
Ty nie znasz tego szczęścia wśród gwarnych usarzy,
Gdy się młody samotnik zaczyta, zamarzy
I przyrośnie do księgi, jak gdyby jej karta;
Ale nie znasz męczarni, gdy dusza, wydarta
Z krain zmarłego świata żywych uczuć szuka.
Szczebiotliwa jaskółka gdy w okno zapuka,
Słowik, co swej jedynej pieszczotliwie gwarzy,
Tak mu duszę rozwiośni, tak mu krew rozżarzy,
Tak pragnieniem miłości rozkołysa głowę,
Że chętnie własne serce darłby na połowę,
Byle dzielić się sercem... Niechajże niebacznie
Niesfornemu duchowi folgować coś zacznie,
I na licach dziewiczych spojrzenie popieści,
I wda się w szczebiotliwy rozhower niewieści, —
Zgubiony!! bo rozognił płomienistą ranę,
Zgubią go sny tęczowe i myśli jutrzniane...
Ginąłem! — a tu przesąd i oko i ucho
I serce kazał wiecznie zakować na głucho,
I prawa kanoniczne przede mną rozwija,
I szepce, że łańcuchem skuta moja szyja.