Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obaczyć, co tam duszę zajmuje kobiecą,
I poważne dumanie rozweselić nieco?
Bo też biorąc te rzeczy rycersko, młodzieńczo,
Bóg wie na co te myśli! — tylko serce dręczą,
Tylko od nich bezładno w głowie jakby w lesie —
Niech zresztą starzy myślą, kiedy im tak chce się,
Lecz młodemu człekowi i młodej kobiecie
Śmiać się, pląsać, poigrać — to coś warto przecie,
Umysł się nie utrudzi, a orzeźwi łono.
Tak marzył pan Zaręba, i miał słuszność pono.
Ależ szukaj, niebożę, słuszności u ludzi!
Synowica dumaniem, stryj gawędą nudzi!
Skończyć poważne nudy już ani nadziei —
Wtem pan Chełmski, postrzegłszy, że mu się nie klei,
Zawołał wielkim głosem: Cóż to jest u licha!
Waszeci drzemać chce się, mnie w gardle zasycha,
Więc pokrzepmy tę sprawę — wina! moja luba,
Nie jest ci to Falernum ni grecka Ekuba,
Przedsię wino węgierskie, które wam zalecim,
W tysiącznym czterechsetnym dziewięćdziesiąt trzecim
Zlane było do stągwi z dębowego drzewa,
Jak to napis łaciński na boku opiewa.
Czasem się tylko u mnie w uroczystej chwili,
I to z serdecznym gościem, puharek wychyli.
Dziś zajrzyjmy do dzbana, by rozjaśnić oczy! —
A więc dziewa z pospiechem do piwnicy kroczy,
I szyderczym uśmiechem nastroiwszy lice,
Wnosi gąsior wytłoczyn z węgierskiej winnice,
I dwa srebrno puhary z kłosami ze złota
(Norymberskich złotników misterna robota).
Więc nalano puhary, więc w srebro brząknięto,
I wychylono duszkiem przez powinność świętą
Zdrowie Rzeczpospolitej i królewskiej mości.
Oj, Prokopie Zarębo, szkoda mi waszmości!
Poco się tak skwapliwie bierzesz do kielicha?
Patrz, jako się dziewica posępnie uśmiecha,
Na twarz grzecznie figlarną rzuć jeno oczyma,