Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Krótko mówiąc — od tej chwili
Zakochałem się ogniście....
Gdym odchodził, pokryjomu,
Aby znak zostawić jaki,
Na topoli koło domu
Zawiesiłem dwa szaraki.

XVIII.
Godzien w pole, — ej! nie w pole,

Lecz do dworku pod topole.
Już znajomość — cóż za dziwy,
Blizki sąsiad i myśliwy,
Że zajedzie niedaleko
Na poziomki i na mleko?
Że zwierzynę mamie nosi
I zagląda w oczki Zosi?
Ej poziomki! ej to mleko!
Ej ten dworek niedaleko! -
Ej te oczki! — mówiąc krótko,
Poglądały tak słodziutko,
Tak miluchno! — Z wolna... z wolna...
Już w nas chętka zobopólna
Spojrzeć razem, westchnąć razem,
Poszczebiotać półwyrazim,
Przyjacielsko ścisnąć dłonie,
Razem wybiedz na ustronie,
Pisać kartki potajemnie
I o sobie śnić wzajemnie.
Cicho, z wolna, niewidomie
Gore dusza, gdy spodoba;
Z małej iskry bucha płomię
I zażega serca oba.
Mgnienie oka, śmiech, swawole,
Zadumanie, gniew i zgoda,
Zda się fraszki — daj mi wolę,
A zgubiona dusza młoda!
Taka biedna, tak szczęśliwa,