Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyście nie widzieli
Że mieszkacie w świątyniach starożytnych bogów
I w bohaterów grobach? — że, aniby śmieli
Stworzyć co architekci — prócz stodół a stogów —
Bez świątyń tych i grobów, z których nasze domy —
— Cóż zaś, zostanie po nas?»

Tu — Marek rzekł «co my
Myśleć mamy o grobach w wilię zmartwychwstania?
Lada ranek, czekamy dnia ostatecznego. —»

Czekacie? — prawda — znam ja ten liryzm czekania
Usprawiedliwiać zdolny, ależ nie każdego —
Przysłowiem się on stał już tak i o narodzie
Mniemamy! — mając kilka błyskawic w odwodzie
Czekać można, aż spyta kto: mili panowie!
Rzeczono jest że ani nawet aniołowie
Nie wiedzą dnia tych czasów i że będzie właśnie
Przeciwnie — zkądże jedni wy wiecie tak jaśnie? —
Co zaś znów do narodu — zaiste, że miło
Powiedzieć sobie: na czas stanowczy się chowam
Aż dzień przyjdzie, gdy wszystko będzie się robiło
Samo przez się — więc k'temu rzeknę tylko to wam:
Że, bądźcież bezpotomni skoro tak myślicie,
Lub życiu czyńcie przyszłość, powodując życie!
— Mnich gdy powie, że Pana wygląda na niebie
Istnie on prawdę mówi użyteczną wielce,
Bo jest tą dziewką mądrą co czuwa za ciebie
I oliw tłustość co dnia wlewa po kropelce.
On społeczeństwo czasu pragnienia napoi,
Chleb pomnoży — lecz inna gdy tam się nie stoi
Gdy i bierze się z świata i światu zadłuża,
A klasztornego zewnątrz używa przedmurza.
Lecz dość — bo smutków wiele znam niewyrażonych,
A mało słów co służyć im lubią — Mój drogi!
Smutno jest — gdyby z pierwszych który umęczonych
Wstał teraz i z swą stanął palmą pośród drogi,