Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skrywanie aktu śmierci kobiercem fijołków;
A inna, zamyślenie smętne pod Drezdeńską
Sykstyną Rafaela, pogodnych aniołków
Co wieją jeszcze oną wolną, nazareńską
Prostotą — i bynajmniej nie są przerażeni
Widzeniem — ani oczu kryją jak Żydowie,
Kiedy grzmotami mówił Bóg w snopach promieni
Do Mojżesza — i owszem — to im jest na zdrowie —
Twarzy swoich nie martwią one wyniszczeniem
Lecz włos trefiony mają, wzrok jasny natchnieniem
I łagodnością błogiej głębiny sumienia:
Grób żaden tak lekkiego nie użył kamienia! —

Nieraz gorzki mię uśmiech brał na tych smętarzach
Gdzie płaczące niewiasty, w batystach z marmuru
Martwią się — nie widziałem w tych posągów twarzach
Różnic życia a śmierci — wszystkie jak z albomu
Portrety, które mało obchodzą nas w domu.
— Widziałżeś grób człowieka co umarł szczęśliwie
Grób, prawie że radosny? — grób, co tobie mówi
Ciesz się — bo oto ludzie kończą już godziwie
I śmierć podobną bywa łagodnemu snowi. —
Krokiem zwycięztwa nowym nie pogardzaj bracie!
Nie — oni ci postawią płaczącą figurę
Siebie żałując — w trzy dni, ani wiesz o stracie.
Skoro ci ząb wypadnie, czujesz miejsce próżne,
Lecz często mniej gdy duchy odchodzą podróżne,
A figury kamienne płaczą — płaczą z rana
I wieczór — jak najęte. —»

O! ty ukochana
«Ludzkości Chrześciańska — czy taić ci o tem
Że jesteś nieskończenie szanowne nic-potem? —
Osiemnaście więc wieków trwasz? a taka próżnia
We wszystkiem — mało gdzie cię myśl wyższa odróżnia
Od pogan, z których żyjesz —»