Strona:Poezye (Odyniec).djvu/640

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Taką radość w sercu czułem!...
Chciałem pogładzić gorsecik...
Wtém się tak szpilką, ukłółem,
Co był przypięty bukiecik!...
Krew trysnęła, ja uciekłem,
I całusa się wyrzekłem.


II.


Raz w południe, koło wody,
Strzegąc wspólnie wspólnéj trzody,
Rzekłem: „Słońce zbyt dogrzewa,
Pójdźmy spocząć w cieniu drzewa!“ —
I poszliśmy pod cień drzewa,
Gdzie chłodniejszy wiatr przewiewa;
I usiadłszy tam koło niéj,
Oko w oku, dłoń we dłoni,
Pocałunek już był blisko!...

Aż wtém jakieś straszne psisko,
Jak wypadnie na mnie z lasu,
Jak nie narobi hałasu!...
Zląkłem się, co tchu uciekłem,
I całusa się wyrzekłem.


III.


Raz o zachodowéj dobie,
W progu chatki siadłem sobie.
Ona z tyłu za mną stała,
Rączkę białą mi podała: