Strona:Poezye (Odyniec).djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SZAL CZARNY.

Z PUSZKINA.




Rozpaczą, wściekłością, i żalem miotany,
Pogladam dzień cały na szal krwią zbryzgany.

Przed laty, gdym jeszcze był płochy i młody,
Kochałem Greczynkę przecudnej urody.

Przecudna dziewica łudziła mię wzajem.
Lecz krótko, ach! krótko świat dla mnie był rajem!

Sprosiłem przyjaciół na ucztę wspaniałą.
Do drzwi mych żyd podły zapukał nieśmiało.

„U ciebie, rzekł, goście godują weseli,
Greczynka z kim innym pieszczoty swe dzieli.“ —

Z przeklęstwem mu kiesę cisnąłem pod nogi;
Mój arab za chwilę był gotów do drogi.

Jak wicher, jak piorun, leciałem przez błonie,
Wiatr świszcząc wokoło, żal głuszył w mém łonie.

Lecz dom jéj zaledwo ujrzałem zdaleka,
Krew ogniem zawrzała, łzą trysła powieka.