Strona:Poezye (Odyniec).djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szli daléj. — Kraj był piaszczysty, bez wody;
Skwar wzrastał. — Wtém Mistrz, niby nieumyślnie,
Przed owym uczniem rzucił jedną wiśnię. —
Ten zgiął się po nią — podniósł — zjadł! — Szli daléj...
A skwar się wzmaga, a pragnienie pali! —
Mistrz o pokorze wciąż wiodąc rzecz długą,
Znów jak z przypadku rzucił wiśnię drugą.
Uczeń znów zgiął się, podniósł — i pomału
Ssał w ustach, tłumiąc zasuchę upału. —
Szli daléj; — aż Mistrz znów jak przez przygodę,
Otrząsł z łodyżki ostatnią jagodę.
Potoczyła się, i zagrzebła w piasku. —
Uczeń poskoczył — ale że po blasku
Dójrzeć jéj nie mógł — jął macać rękoma,
I niecierpliwy, czuł jak go oskoma
Bierze. — Lecz znalazł, otarł, i z pośpiechem.
Już miał do ust swych włożyć — gdy z uśmiechem,
Mistrz się obrócił ku niemu, i rzecze:
„Nie prawdaż? smaczne wiśnie, gdy skwar piecze? —
„Lecz wspominając, com rzekł o pokorze,
„To sobie także będziesz przypominał:
„Że po podkowę raz zgiąwszy się w porze,
„Trzykroć po wiśnie nie byłbyś się zginał.“ —
1860.