Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wisła to nasza rodzinna rzeka,
Za jednym świętym długo téż czeka.
Coraz to oryl dręczony głodem,
Na brzeg wychodzi stawa nad lodem,
Na wierzbach wiszą śniegu kożuchy,
Do koła biało, świat pusty, głuchy;
Wszystko się człeku psuje, rozsycha,
A ty Wisełko głucha i cicha:
Hej! albo matko idźmy już w drogę,
A na to Wisła mówi nie mogę,
Chociażbym rada to ani razu,
Z nieba widzicie czekam rozkazu.

Gdy czas potemu ku świętéj radzie
Gdzie święty Grzegorz siedzi w gromadzie,
Biały gołąbek z nieba przyfruwa,
Który nad świętym dzień i noc czuwa.
Na złotem jego ramieniu siada,
I coś perłowem słowem powiada,
Poczem się święty podnosi w radzie
Infułę jasną na głowę kładzie