Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król się zamyślał przez całe doby,
Niechciał widywać żadnéj osoby,
Przed obrazami świętymi stawał,
Jakby litości błagać się zdawał;
To udręczony duszy widziadłem,
Słuchał coś słuchał z licem wybladłem,
A ile razy krzyk małych dzieci,
Bywało uszu króla doleci,
Zrywa się z miejsca, bez związku gada,
I w najtajniejszym kącie przysiada.
Tak było długo że król się smucił,
Aż raz na prawdę we łzach się rzucił,
I zaręczoną zaczął pokutę;
Odprawił swoje rycerze lute,
Odprawił drucha starego kata,
Co tylu ludzi zgładził ze świata,
Wreszcie na biednéj mnicha pościeli,
Skonał przykładnie w ubogiéj celi.

Po śmierci jego w niedługim czasie,
Raz po zamkowym chodząc tarasie,
Dzieci królewskie, rycerze, damy,