Strona:Poezje Michała Bałuckiego.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I śniło mi się, że z pościeli białéj
Papieru zeschłe róży listki wstały
W kształtach kobiecych: smutne miała lice,
I siadła przy mnie, w ucho tajemnice
Szepcąc mi swoje, grożąc ręką białą —
A zimno grobów od niewiasty wiało.

„Słuchaj — mówiła — dawniéj w każde rano,
Gdym się ocknęła z snu, — kwiatów tysiące
Ze czcią przedemną zginało kolano,
Bo się kochały we mnie; lecz mnie słońce
Kochankiem było; gdy miał wschodzić rano,
Jam się budziła wczas, by nie ubraną
Nie pocałował promieniem gorącym. —
Z wstydu, z miłości płonęłam przed słońcem.
Kiedy przez drzewa ogrodu się skradał
I o płomiennéj miłości mi gadał. —
I była wtedy dla mnie radość, wiosna! —
A gdy odchodził, ja byłam zazdrosna,
I wtedy rosa, moja siostra cicha,
Pociechę lała do mego kielicha.