Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Póki nie stanie słodsza się od mojej!
Albo też może twe serce się boi.
Że gołąb zwabi jaskółkę niewinną,
Za Erotionem goniąc czy Erinną?
Jakżeż ja pragnę, aby cię zabiła
Miłości mojej nieprzeparta siła!
Rozkosz, iż żyjesz, a chcę, byś umarła.
Aby, jak owoc, ziemia cię pożarła,
By słodycz ust twych była li słodyczą
Dla pełznych gadów! Żądze moje liczą,
Jakieby znaleść dla ciebie katusze,
Nadmiary tortur, by ci wydrzeć duszę;
Jakby wytrząsnąć życie na twe wargi
I pozostawić, by rozjękło w skargi;
Jakby ci tchnienie wydobywać z łona
Męką, od której ciało twe nie skona!
W jakich cię dręczyć przerwach, tę mam wolę,
I jakie sprawiać nieskończone bole;
Jak dech twój niecić, jak szarpać na ćwierci
Przygłuchłe tony i półtony śmierci!
Już mnie twe dziwne nuży zachowanie,
Dla słów twych słodkich już mi sił nie stanie;
Już dni i nocy miłosnych rozkosze,
Jak ciężar wielki, w swojem sercu noszę —
Tych pocałunków słoną, morską pianę,
Którą twe usta, tak rozcałowane,
Jakgdyby z winem mieszają! — te oczy,
Snadź błękitniejsze od chwil, skrytych w mroczy.
Kiedy je rozkosz poi łzą, a wonią
Kwiatów wykarmia, co w sercu się płonią
Ogniem, płynącym z wnętrza li przez poły,
A których białość jest jako przyczoły