Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Urocza ustroń zapachami dysze,
A morze światła, które się kołysze
Ponad tą wyspą, nad zieleni tonią,
Drzew cytrynowych upaja się wonią
I, niewidzialne, niby mgła ta blada,
Lepki snu ciężar na powieki składa;
Fiołek, narcyz z pod mchów i z pod ziela
Strzałą zapachów do mózgu ci strzela,
Że aż umierasz z tej rozkosznej rany.
Tu każdy odruch, woń, blask, dźwięk rozgrany
Zdają się w jedno z tą nutą złączone,
Która jest duszą śród duszy: drżą one
Jak snów przedwiecznych echa oddalone.
Pomiędzy niebem, powietrzem i ziemią
I między morzem kształty wyspy drzemią;
Jak wschód, gdy świeżych powiewów go fala
Muska, tej wyspy blask się rozkrysztala.
Tu miejsce święte, tu przystań spokojna;
Trzęsienia ziemi, głód, dżuma i wojna
Mijają szczyty tych gór, mkną nad niemi,
Jak sępy ślepe drogi przeklętemi.
Skrzydlate burze, które w hymn straszliwy
Ponad innemi rozgrzmiewają niwy,
Topią tę wyspę w lazurów spokoju
Lub rozpłakują się w łzy tego zdroju,
Z którego napój czerpią łan i lasy
Dla swej zielonej, nieśmiertelnej krasy.
Z wód się podnoszą, opadają z góry
Jasnych wyziewów leciuteńkie chmury,
A każda chowa w sobie czar rozkoszy;
A gdy te mgławe osłonki rozproszy
Zefir, lub słońce, lub promień księżyca,