Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kwiatów, co o niej tchnieniem dziwnej siły
Zakochanemu powietrzu mówiły,
Niby te wargi, co już śpią, a jeszcze
Słodkich całunków wspominają dreszcze;
Z cichym powiewem i z hukiem wichury,
Z rosą i deszczem, z dżdżem przelotnej chmury,
Z letniem ptaszyny rozśpiewanej pieniem,
Z wszystkimi tony i z wszystkiem milczeniem.
Głos jej brzmiał w słowach wzniosłych opowieści
I w dawnych pieśniach, w ich formie i treści,
W dźwięku i barwie, w wszystkiem, co zwycięża
Tę nawałnicę, której, by oręża,
Używa słaba dłoń teraźniejszości,
By zdusić przeszłość; w najlepszej mądrości,
Tej, co nam życie, to bezdno piekielne,
Zmienia odrazu w przeznaczenie dzielne,
Szczytne, jak obraz męczeństw płomienisty —
Duch jej to zespół prawdy wiekuistéj...
Potem, wybiegłszy z snów młodzieńczych groty,
Jak gdyby płomień oskrzydlił mnie złoty,
Mknąłem, gdzie lśniła gwiazda mej tęsknicy.
Byłem podobien do ćmy-wieczornicy,
Co, błądząc w mrokach, niby liść się tuli
Do tej gasnącej, Hesperowej kuli
I u niej szuka płomiennej mogiły,
Jakby te blaski ziemskiem światłem lśniły.
Lecz na łzy moje i modlitwy głucha,
Ona, z szybkością tego Boga-ducha,
Tron mającego wspaniały i złoty
Na uskrzydlonej gwieździe, co mu loty
Jeszcze uskrzydla dziesięćkrotnie, ginie
W stożkowej cieni tego życia... Ninie,