Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/237

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Zanim ją zachód omroczył... Bez czucia,
    Bez ruchu, władzy, bez boskości — wątła
    Harfa: dech niebios wydobywał ongi
    Dziwne melodye z jej strun rozegranych;
    Cudowny potok, co się ongi żywił
    Tysiącogłosą falą; sen młodości,
    Który stłumiły czas i noc, dziś zmarły,
    Żałobny, niemy i już zapomniany.

    Bodaj Medei był tu czarnoksięski
    Płyn, który, padłszy gdziekolwiek na ziemię,
    Wraz ją okrywa tęczowymi kwiaty
    I z nagich, zimą powarzonych łodyg
    Świeży wyciska zapach ziół wiosennych!
    Bodajże zechciał Bóg, szafarz trucizny,
    Podać ów kielich, z którego li jeden
    Żywy pił człowiek, on, co jest naczyniem
    Wiecznego gniewu, niewolnik, co pustej
    Nie szuka pychy w klątwie, którą dźwiga
    Na swoich barkach sam jeden, on, wieczny
    Po łanach świata wędrowiec, samotne
    Wcielenie śmierci!... Sen czarnoksiężnika,
    Który w tajemnej swej jaskini, drżący,
    Zanikiem śmierci dotkniętą prawicą
    Grzebie w popiele tygla, poszukując
    Życia i władzy, bodaj był jedynem,
    Istotnem prawem tego tak słodkiego,
    Ukochanego świata!... Lecz tyś poszedł,
    Tyś nam przeminął, jak ten opar słaby,
    Który poranek ozłocił swym blaskiem —
    Już nam zniknąłeś, ty dzielny, szlachetny,
    Ty geniusza i piękności synu!