Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie spalon mózg mój? Nie rozdarte łono?
Gdzież me nadzieje? imię? życie życia?
A jeślim w rozpacz nie wpadł, to ztąd pono,
Że wśród innego duch mój jest spowicia,
Niż błoto, co w ich wnętrzach szerzy zapach gnicia.

Żalim nie widział, czem nas świat ten darzy —
Od wielkiej krzywdy aż do drobnej zdrady?
Od wyć rozgłośnych spienionej potwarzy
Aż do tych ryków, gdy pełzliwe gady
Bryzgają na cię subtelnymi jady?
Czym się nie spotkał z Janusów spojrzeniem,
Co bez słów kłamią, chcąc pozorne ślady
Prawdy zachować śród głupców — milczeniem?
Fałsz swój szerzą wzdrygnięciem ramion lub westchnieniem.

Ale ja żyłem, żyłem nie daremnie!
Duch mój niech moc swą, krew niech straci żary,
Ból zgryzie ciało — przecież coś jest we mnie,
O co się stępią czas i tortur kary,
A co nie umrze, choć pójdę na mary;
Coś nieziemskiego — zmilkłej lutni dźwięki
Niezapomniane... Ci nie dadzą wiary:
Jednak w ich duszy, od ich tonów miękkiej,
Obudzi wtedy miłość swych wyrzutów lęki.

Pieczęć już dana... Witaj, groźna mocy,
Tak wszechpotężna, choć nie masz imienia!
Ty, co tu krocząc wśród cieniów północy,
Wstrząsasz, nie budzisz jednak przerażenia!
Tu twój przybytek, gdzie grób rozprzestrzenia
Swój płaszcz bluszczowy! Tej świętej przystani