Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie obchodzą, i do których żadnych nie posiadają zdolności.

Naród ten żyje w bezustannej niespokojności i trwodze, a to z przyczyn, któreby najmniejszego wrażenia na innych nie sprawiły. Obawiają się zawsze pewnych odmian w ciałach niebieskich, tak np: myślą, że słońce musi na ostatku pochłonąć ziemię, ponieważ ta bezustannie się do niego zbliża; że słońce przez swoje ciągłe emanacye okryje się z czasem grubą skorupą i przestanie oświecać ziemię. Utrzymują: że jeżeli ziemia ledwo uszła szczęśliwie pierwszemu komecie, który ją niezawodnie mógł zniszczyć, nie ujdzie przed drugim, który za trzydzieści i jeden lat nieomylnie się zjawi i w zbliżeniu się swojem do słońca, przyjmie od niego gorącość dziesięć tysięcy razy większą, niżeli czerwonego żalaza, a oddalając się od słońca, rozpostrze płomienisty ogon 140,000 mil długości mający, przez który ziemia, nawet w odległości 100,000 mil od ciała komety, spaloną i w niwecz obróconą zostanie: że słońce rozsiewając ciągle swoje promienie, wyczerpnie się nareszcie i zginie, a zatem pociągnie za sobą zgubę naszego planety i wszystkich od słońca swiatło dostających.

Zostawają w ciągłej niespokojności i bojaźni z powodu tych niebezpieczeństw, ani snu ani najmniejszej przyjemności życia używać przez to nie mogą. Jeżeli rano spotykają się, pierwsze pytanie jest zawsze: jak się ma słońce, w jakim stanie wschodziło i zachodziło? —

Kobiety tej wyspy są niezmiernie żywe, gardzą