Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzin dnia do swych „sirzemini,” piwnic, specyalnie na ten cel urządzanych, czystych, a u ludzi bogatych wykwintnych nawet, wykładanych mozajką lub marmurem, szemrzących kaskadą źródlanej wody, dopływającej do obramowanego w majoliki basenu. Panuje w tych piwnicach przyjemny półmrok i chłód orzeźwiający.
Wiosną, jak już mówiłam, spadają ulewne deszcze, powodujące stałe zapadanie się płaskich ziemnych dachów. W naszym domu przez dwa lata z rzędu rozpadał się w gruzy dach jadalnego pokoju, w salonie woda sączyła się w dwóch kątach, w sypialni wzdłuż jednej ściany. Należeliśmy jeszcze do względnie uprzywilejowanych; w wielu domach sypiano pod parasolami. A Europejczycy zajmują najlepszą dzielnicę i najporządniejsze budynki. Cóż dziać się musi u Persów?
Przez te kilka dni potopu ziemia wchłania chciwie wilgoć (czego dowodem dachy); potoki górskie zalewają pola i drogi. I gdy kończą się krótkotrwałe deszcze, natura rozkwita w niezrównanym przepychu. Drogi, prowadzące do wiosek Szymranu, zamieniają się na te rozkoszne dni wiosny w ogrody z czarodziejskiej bajki. Kwitną na nich róże polne, białe, różowe, płomiennie-żółte i krwawo-czerwone. Krzaki stoją jak olbrzymie jednobarwne bukiety, liści wcale nie widać. Przy nich róże ogrodów i bzy perskie blado-liliowe, o wątłem i delikatnem kwieciu i woni upajającej, ciemne bzy tureckie o kiściach kwiatów jędrnych i skupionych, biała tarnina, osypana śnieżystemi płatkami, akacye białe i złociste, różowe tamaryksy, jaśmin o zapa-