Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Demawendu. Wszystko, co doń należy, jest male szuma, co już miałam sposobność zaznaczyć wyżej.
Nie przypominam sobie jednakże, aby którykolwiek umiał obietnic dotrzymywać, o ile mu się o nich wciąż nie przypomina i nie stoi przed oczyma żywym wyrzutem, nie zadręcza go natrętnie.
Nie są to moje tylko osobiste spostrzeżenia. Potwierdzają je wszyscy bez wyjątku dawni i dzisiejsi podróżnicy, wszyscy europejczycy, pozostający z Persami w styczności.
Chardin niejednokrotnie rozwodzi się obszernie nad skłonnością ich do przesady i pochlebstwa, nad ich nieprawdomównością i brakiem poszanowania dla danego słowa. Jacques Morier uważa, że Persi poczytują praktykowanie pochlebstwa na kolosalną skalę za elementarny obowiązek grzeczności.
Trzeba więc, obcując z nimi, pamiętać, że słowa służą do zamaskowania myśli i nie wymagać od nich przymiotów, których odmówiła im natura. Wtedy wdzięk, uprzejmość i wytworność ich zachowania sympatyczne pozostawią wrażenie.
Zdarzają się jednak wyjątkowo między nimi ludzie skromni, a pełni zalet gruntownych, pracujący wytrwale dla dobra publicznego i poważnie wykształceni.
Każdy, kto przebył czas jakiś w Teheranie, poznał ludzi i stosunki, postawi niezaprzeczenie na pierwszem miejscu w ich rzędzie zmarłego przed kilku laty ministra oświaty, Mohbere-Dowlé i czterech jego synów.