Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Jeśli chcesz umrzeć — mówi przysłowie perskie — jedź do Gilanu.” Szerzy się tu febra błotna, której ataki wybuchają, ze straszną siłą i nierzadko przyprawiają o śmierć, zwłaszcza europejczyków, mniejszą siłą fizycznej odporności, niż „Gilani”, obdarzonych.
Od dwóch lat nie widziałam lasu; mówiłam już, że środkowa Persya bardzo biednie jest zadrzewioną. I ten potężny wykwit roślinności, który wzrok mój w tym dziewiczym lesie pieści, wprawia mnie w zachwyt. W cieplarnianej, ciężkiej i duszącej atmosferze wyrastają niebotycznie wszystkie drzewa ogrodów i drzewa lasów: figi i granaty; morwy i brzoskwinie, pomarańcze i cytryny rosną tu, jak wiatr je posiał; olbrzymie mimozy i akacye nizko opuszczają gałęzie delikatnych i drżących listków, naokół pni wiją się czerwone pędy winogradu.
Miejscami, gdy grunt mniej wilgotny, roślinność przerzedza się nieco, zmienia charakter; widzimy dęby, cyprysy, topole, tamaryksy i terebinty, stojące jak wielkie bukiety ciemnej zieleni. Gdzie niegdzie przeświecają dachy osad, ścielą się pola ryżowe i plantacye jedwabników.
Dwa dni podróżujemy przez ten las dziewiczy. Pomiędzy Dustem-Abbod’em i Resztem, kresem naszej konnej drogi, jedna jeszcze stacya chroni się w lesie Gilanu; jest nią wioska Kudaszu, której czaparkhauch najprzyzwoitszym jest może z przytułków całego tego traktu pocztowego.
27-go września stajemy w Reszcie, stolicy Gi-